Produkcja (za którą stoi Michał Milowicz) nieustannie do czegoś nawiązuje. Rzecz jasna, przede wszystkim gra na sentymentach widzów takich rodzimych „komedii” gangsterskich jak „Chłopaki nie płaczą” i „Poranek Kojota”. Próbuje drapnąć klimat „Pulp fiction”: są nawet wędrująca walizka i dialogi w samochodzie - u Tarantino zabójców, w wersji absurdalnej, tutaj policjantów, w stylu żenującym; coś tam też się pożycza od Guya Ritchiego. Akcja krąży między Tczewem, Zakopanem a Szczecinem, pokazuje nam się tu kilka miejsc, które powinniśmy rozpoznać, co jakiś czas któryś z bohaterów wyrzuca z siebie słowa odnoszące się do popularnych filmów czy piosenek. Nie powstał jednak scenariusz, który by chociaż w minimalny sposób związał to wszystko, co - jak rozumiem - bawi twórców, na godnym kina poziomie.
Powodów do zabawy zresztą też nie zebrano wiele. Żarty, noszące miano „sucharów”, powtarzane są w filmie po kilka razy, co irytuje samego Nerwowego, w wykonaniu Olafa Lubaszenki i wydłuża szczękę Dzika (Cezary Pazura - tego się nie da „odzobaczyć”). Koszmarne dowcipasy są zarazem „dokręcane” daleko poza puentę, do granic dosłowności (np. przygoda z niedźwiedziem), „podawane” w nachalny sposób, niczym na imieninach u cioci, kiedy to pozbawiony komicznego talentu wuj ponownie opowiada jedyny dowcip, jaki zna. Mocno przaśne poczucie humoru wielbicieli tego rodzaju wyrobów i polskich książkowych kryminałów (z którego tu próbuje się pokpiwać) sprawi jednak zapewne, że komentarz nawigacji z telefonu stanie się żartem kultowym.
Zdaję sobie sprawę, iż będąc aktorem i żyjąc z grania w filmach trudno jest odmówić udziału w projekcie zapewne sympatycznego i lubianego kolegi, ale czasem lepiej i dla niego samego jest właśnie mu odmówić. W „Futrze z misia” zebrała się stara gwardia (z kilkoma nowinkami) aktorów sprawdzonych w przedsięwzięciach z roku 2000 i następnych, ale wszyscy grają źle - albo bez energii i wiary w swoje zadania odbębniają robotę (np. Przemysław Sadowski, Edward Linde-Lubaszenko, Artur Dziurman, Piotr Gąsowski), albo nie dostrzegają różnicy między brawurą a tandetnym przerysowaniem (np. Piotr Nowak, Izabella Miko, Dorota Chotecka), albo zatrważająco popadają w parodię aktorstwa (Olaf Lubaszenko). Profesjonalnie wykonali jedynie tyle, ile należało Mirosław Zbrojewicz, Krzysztof Kiersznowski, Marek Siudym i nawet do pewnego stopnia broni się, nie przekraczając swych ograniczeń i nie rozpędzając się zbytnio (choć chwilami widać, że powstrzymuje się z trudem) w stronę Sławomira - Sławomir Zapała.
Dzięki filmowi dowiemy się, że życie to striptiz transwestyty, herbatka z morwy białej jest moczopędna i że po załatwieniu sprawy przy pisuarze należy spuścić wodę. Kto lubi, pośmieje się ze słowa „dupa”, innego pocieszą białe skarpety w sandałach u „gangusa”. Całość robi wrażenie zakleszczenia w filmowej rzeczywistości sprzed dwudziestu lat, z zupełnym pominięciem faktu, iż sporo się od tamtego czasu zmieniło. Nawet Zakopane, którym rządzi Nerwowy, prezentuje się tak, jak by „zakopianka” nadal miała tylko jeden pas ruchu i wędrowały nią stada owiec. Znając krewkość mieszkańców Podhala, może to oznaczać wieloletni zakaz wkraczania przedstawicieli ekipy filmowej do stolicy polskich Tatr...
I gdyby to chociaż była zgrabna stylizacja na minioną epokę kinematografii! Tymczasem wszystko tu wali się, konstrukcja została wyciosana ciupagą, a całość woła o pomstę do nieba. W jednej ze scen Olaf Lubaszenko zwraca się z przyjacielskim zapytaniem do fotografii Leona Niemczyka. Naprawdę, nie należało postaci tej klasy do tego mieszać...
Futro z misia Polska komedia, reż. Michał Milowicz, Kacper Anuszewski, wyst. Olaf Lubaszenko, Michał Milowicz, Piotr Nowak
★☆☆☆☆☆
Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?