Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Komunalne szklarnie pana Karamuckiego ze Szczecinka [zdjęcia historyczne]

Rajmund Wełnic
Rajmund Wełnic
Piotr Moszczyński, szczecinek.org
Przez długie lata tysiące kwiatów dla słynącego z tego Szczecinka zapewniało komunalne gospodarstwo ogrodnicze.

Dziś po nim nie ma śladu, zostało zlikwidowane jakoś pod koniec lat 80. XX wieku, ale przed kilka dekad zespół szklarni i inspektów przy obecnej ulicy Szafera dostarczał rozsad kwietnych do ozdobienia Szczecinka. Gospodarstwo ogrodnicze Miejskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej mieściło się nad samą rzeczką Niezdobną (dziś stoi tu blok TBS i garaże) Przez większość tego czasu zarządzał nim nieżyjący już Mieczysław Karamucki, legendarny ogrodnik Szczecinka.

Tak ten czas wspomina Maria Sysko, córka Mieczysława Karamuckiego, jedna z sześciorga rodzeństwa. – Moje wczesne dzieciństwo przypadło na lata 60., gdy całą rodziną zajmowaliśmy mieszkanie służbowe, parter domku przylegającego do szklarni – mówi. – W tamtych czasach to były peryferie Szczecinka, z okien widziałam stację kolejową na Chyżym. Do ówczesnej ulicy Żukowa (dziś Wyszyńskiego) wiodła piaszczysta droga, w której zakopywały nam się kółka wózka, jakim się bawiliśmy. W zimie chodziliśmy zjeżdżać na sankach na pobliskiej Baziowej Górce.

CYRK i TRUMNY

Po drugiej stronie Niezdobnej, gdzie dziś powstaje nowe osiedle, a do niedawna był dworzec PKS, w tamtych czasach był tzw. Świński Rynek, na którym handlowano zwierzętami. – Rejon był dość ponury, pamiętam, że kiedyś nas okradziono, a mama się bała i w nocy, gdy nie było ojca, zamykała drewniane okiennice.

Na Świńskim Rynku swój namiot rozbijali cyrkowcy odwiedzający Szczecinek. Było to wielkie wydarzenie, dzieciaki z całego miasta zlatywały się oglądać przedstawienie i egzotyczne zwierzęta. – Pamiętam, jak kiedyś cyrkowcom uciekły słonie, przeszły przez rzeczkę i zaczęły plądrować pobliskie ogródki działkowe wyciągając przez ogrodzenie warzywa z grządek – śmieje się na wspomnienie pani Maria. – Razem z siostrą tak uciekałyśmy, że zgubiła sweter, który potem znalazłyśmy stratowany przez słonie.

Ale sercem posesji był zespół kilku szklarni, rabat pod szkłem i inspektów, w których uprawiano kwiaty i rozsady, dzięki którym Szczecinek na wiosnę nurzał w kolorach. Kwietnie kobierce, klomby i kwietniki były znakiem rozpoznawczym miasta. W czasach totalnego niedoboru i gnębienia prywatnej inicjatywy trudno było liczyć, aby tzw. badylarze, czyli ogrodnicy prywatni dostarczyli odpowiednie ilości sadzonej. W tej części Polski zresztą prywatna inicjatywa w te branży nie była za mocna. Służby komunalne musiały więc same troszczyć się o materiał do nasadzeń.

Komunalka prowadziła także swój... zakład pogrzebowy.

- Pamiętam jak pojechaliśmy z tatą do Gdańska i wracaliśmy do Szczecinka autobusem pełnym trumien kupionych do tego zakładu

- wspomina pani Maria.

Wszystkim zarządzał Mieczysław Karamucki. – Mieszkaliśmy na parterze, a w piwnicy domu było biuro ogrodnictwa i kotłownie ogrzewające szklarnie – mówi Maria Sysko. W firmie produkowano dziesiątki tysięcy rozsad różnych roślin, które co roku ożywiały nie tylko Szczecinek. Dziś PGK każdą sadzonkę musi kupić, co siłą rzeczy wymusza pewne – głównie finansowe – ograniczenia. Dość powiedzieć, że dziś – gdy miasto nie jest tak ukwiecone – co roku potrzeba około 20-30 tysięcy sadzonek roślin jednorocznych.

OGRODNIK Z BAGDADU

Wszystko zaczęło się tuż po zakończeniu I wojny światowej w… Bagdadzie. Nie w ówczesnej Persji, ale w małej wiosce nieopodal Wyrzyska. Tu w roku 1921 na świat przychodzi Mieczysław Karamucki.
– Tata bardzo wcześnie, gdy miał 14 lat musiał iść do pracy, bo zmarł jego ojciec – wspomina Maria Sysko. Po trzech latach terminowania w majątku zakładzie ogrodniczym blisko rodzinnej wsi otrzymał tytuł pomocnika ogrodniczego. W czasie wojny pracował w zakładzie szkółkarskim w Bagdadzie, później pojechał szukać szczęścia i chleba na Ziemie Odzyskane. Los rzucił go niedaleko, bo do Szczecinka, gdzie zamieszkał w roku 1947. Najpierw pracował, jako kierownik handlowy w miejscowej spółdzielni ogrodniczo-pszczelarskiej, a później szef spółdzielczej sekcji pszczelarskiej. – Pszczoły były drugą wielką miłością taty, który miał własną pasiekę – mówi pani Maria.

Po kilkuletniej pracy w zarządzie okręgowym PGR od 1959 roku rozpoczął pracę w szczecineckim zakładzie gospodarki komunalnej, jako starszy majster terenów zielonych. Po utworzeniu Miejskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej został kierownikiem terenów i zieleni. I upiększaniem Szczecinka zajmował się do roku 1983 do przejścia na emeryturę.

Szczecinek słynął z kwietnych kobierców i koszty w parku i na trawnikach oraz kwietnego zegara w parku, na którym codziennie zmieniano datę ułożoną z doniczek z kwiatami w różnych kolorach. Przy wiadukcie koło lokomotywowni przyjezdnych witał gryf – herb Szczecinka z różnobarwnych kwiatów. Czy też obrośnięte winną latoroślą mroczne tunele, przez które wchodziło się do zalanego słońcem ogród różanego. – Pamiętamy ojca, jak długimi godzinami projektował wzory kompozycji kwiatowych dobierając nie tylko kolory, ale i czas kwitnienia różnych gatunków – mówi Maria Sysko.

Kilka lat temu postać Mieczysława Karamuckiego i jego zasługi upamiętniono sadząc w parku dąb jego imienia. - Szkoda może, że żadne z sześciorga dzieci nie poszło w ślady ojca – wzdycha Maria Sysko, która miała nadzieję, że może pałeczkę po dziadku przejmie jej córka, absolwentka architektury krajobrazu z tytułem inżyniera. Co z tego, skoro po jednych studiach wybrała się na grafikę na krakowskiej ASP…

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecinek.naszemiasto.pl Nasze Miasto